sobota, 1 grudnia 2012

II. W pokoju zyczen.

"Od­wa­ga to pa­nowa­nie nad strachem, a nie brak strachu."

Everleigh już o świcie zerwała się na nogi. Nigdy nie potrzebowała wielu godzin snu, a teraz kiedy miała ważniejsze rzeczy do roboty kilka godzin w zupełności wystarczyło by zregenerować siły. Dziewczyna od kilku chwil uważnie obserwowała swoją bladą twarz w łazienkowym lustrze. Jej jasna karnacja tradycyjnie kontrastowała z kaskadą otaczających buzię kruczoczarnych loków z niebieskimi refleksami. Obraz ten  sprawiał, że zawsze wyglądała nieco nienaturalnie. Dziś jednak pozbyła się chociaż cieni pod zielonymi oczami, które potęgowały mroczny wygląd Leigh. Po porannej toalecie czarnowłosa zeszła do Pokoju Wspólnego. Atmosfera tego pomieszczenia zawsze jej się podobała, zwłaszcza w momentach kiedy miejsce to świeciło pustkami. Tak było i tym razem. Dookoła panowała głucha cisza nie licząc wesołego trzaskania ognia w kominku, będącego jednoczenie jedynym źródłem światła w tonącym w półmroku pomieszczeniu. Lestrange przeszła przez pokój by po niespełna kilku minutach bezceremonialnie wpaść do ślizgońskiego dormitorium chłopców. Nie zważając ani na godzinę, ani na to jak wiele hałasu robi postukując obcasami po podłodze ruszyła w stronę łóżka z którego widać było wystającą spod kołdry blond czuprynę w nieładzie. Wyciągnęła różdżkę, zdjęła kołdrę z kuzyna i dźgnęła Dracona magicznym patykiem prosto w bok. Malfoy wrzasnął i zerwał się na równe nogi budząc tym samym Zabiniego i przygłupów. Wszyscy czterej chłopcy rozglądali się zdezorientowani dookoła na co Leigh nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Kiedy już się opanowała na jej twarz wrócił dawny spokój, opanowanie i ironiczny uśmiech.
- Zbieraj się Malfoy. - nakazała władczym tonem chowając różdżkę i obserwując jak zaspany blondyn patrzy na nią z niedowierzaniem. W następnej sekundzie na twarzy Draco pojawił się wyraz niezadowolenia. Opadł z powrotem na łóżko i wsunął się szybko pod kołdrę.
- Zwariowałaś? - rzucił tylko odkręcając się na drugi bok. Lestrange wywróciła oczami i skrzyżowała ręce na piersi:
- Mamy coś do zrobienia. Zapomniałeś? - rzuciła z przekąsem i przejechała językiem po bladoróżowych wargach. Malfoy milczał, przez kolejne kilka minut jej uszu dochodziło tylko pochrapywanie przygłupów i krzątanie się Zabiniego w toalecie. - Ruszysz się stąd, albo zrobię to sama, a Ty będziesz świecił oczami przed Czarnym Panem. - syknęła ze złością i odwróciła się na pięcie po czym opuściła dormitorium. Nie musiała czekać długo. Wystarczyło dziesięć minut oczekiwania w Pokoju Wspólnym, aż panicz Malfoy przywoła się do względnego porządku. Na jego widok Leigh uśmiechnęła się triumfalnie lecz po chwili jej twarz znów była taka jak zwykle - nie wyrażała żadnych większych emocji.
- Zadowolona? - zapytał obserwując jak kuzynka kieruje się w stronę wyjścia z Pokoju.
- Niesamowicie. - odpowiedziała, a jej kąciki ust minimalnie drgnęły. Ostatecznie powstrzymała się od kolejnej dawki dokuczliwych żartów i szydzenia sobie z kuzyna. Musiała się skupić na czymś zupełnie innym, dlatego też przekomarzanie się z Malfoyem było teraz zupełnie nie na miejscu. Opuścili lochy. Leigh nadal szła przez korytarze w milczeniu, a blondyn starał się dotrzymać jej kroku.
- Robimy coś czy będziemy tak spacerować po połowie Hogwartu? - rzucił zniecierpliwiony. Lestrange zignorowała go, myślami była w tej chwili na innej planecie dlatego też nie dotarły do niej jego słowa.
- Everleigh! - wrzasnął po kilku minutach oczekiwania sprowadzając tym samym kuzynkę na ziemię.
- Głośniej, bo Filch Cię jeszcze nie usłyszał. - warknęła w kierunku blondyna przeskakując kolejne stopnie schodów prowadzących na siódme piętro.
- Pokój życzeń?
Leigh kiwnęła tylko w odpowiedzi i jeszcze bardziej przyspieszyła kroku. Zapowiadał się całkiem przyjemny poranek. Cały zamek jeszcze spał i zupełnie nikt nie zatruwał jej życia. Może poza wiecznie przerażonym kuzynem. Jednak to była jeszcze w stanie znieść. Nie da się ukryć, iż Ślizgonka pewnych ludzi nie trawiła, a nawet można pokusić się o stwierdzenie, iż zdecydowanej większości populacji na świecie. Nie wiadomo, czemu coś takiego się u niej objawiało, jednak najbardziej prawdopodobną hipotezą było to, iż stawiała siebie na pierwszym miejscu na piedestale, a zatem każda inna jednostka automatycznie była od niej gorsza. Cóż, brzmi w zasadzie logicznie. Można jeszcze rozważać matczyne geny, ale w to lepiej nie wnikać. Ważniejsza była myśl, że dziś ruszą z Malfoyem z miejsca w swoich ambitnych poczynaniach wykonania misji dla Czarnego Pana. Na to właśnie Lestrange cieszyła się niezmiernie, bo to oznaczało dobrą zabawę, a przynajmniej z taką myślą obudziła się dziś tak wcześnie i postanowiła wyciągnąć Dracona z dormitorium. Tak, to było jej dzisiejszym zadaniem. Ułożyć plan. W końcu udało im się niepostrzeżenie dostać do Pokoju Życzeń. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły usiadła na dywanie przed dającym ciepło kominkiem. Wybornie. Pozostaje tylko zacząć myśleć! Pierwsze przemyślenia pojawiły się szybko lecz były totalnie bezsensowne. W następnych minutach Lestrange krążyła wokół kuzyna gorączkowo obmyślając etapy planu działania. Malfoy siedział wpatrzony w płomienie i zdawał się zupełnie nie interesować głośnymi myślami Leigh. Ta w końcu poirytowana pstryknęła mu palcami przed nosem.
- Draconie Malfoy, do jasnej cholery, ogarnij się! – wrzasnęła do niego. Draco podniósł się leniwie z dywanu i zerknął na nią.
- Dlaczego taka jesteś? – rzucił nagle.
- Jaka? – Everleigh wytrzeszczyła oczy i wpatrywała się w blondyna zupełnie wybita z pantałyku.
- Zimna. Zdeterminowana.
Zebrało mu się na filozoficzne rozmyślania nad jej naturą? Też moment sobie wybrał. Czarnowłosa wywróciła oczami.
- Zawsze taka byłam. – odrzekła wymijająco. W tej chwili stało się coś czego zupełnie nie spodziewała się ze strony Malfoya. Chłopak chwycił ją dosyć mocno za nadgarstki i przyparł do ściany.
- To tylko maska. Boisz się Lestange. – warknął patrząc prosto w jej zielone oczy, szare tęczówki chłopaka drgały minimalnie, a nienaturalnie poszerzone źrenice przywodziły na myśl osobę po sporej dawce heroiny. Leigh zmrużyła oczy i szarpnęła dłonią próbując uwolnić się z uścisku kuzyna.
- Puszczaj.
- Potwierdź to.
- Odpuść sobie.
- Potwierdź! – powtórzył dobitnie. Leigh milczała. Patrzyła na niego wyzywającym wzrokiem lecz on nie odpuszczał. Kolejne minuty dłużyły się niemiłosiernie, a głuchą ciszę dookoła zakłócały jedynie płomienie i ich przyspieszone oddechy. Lestrange w końcu opuściła głowę i powiedziała cicho.
- Pewnie, że się boję… - w tym momencie poczuła jak blade palce Malfoya poluźniły się wypuszczając ze swych objęć drobne przeguby Leigh. Dziewczyna odeszła od ściany. – Od­wa­ga to pa­nowa­nie nad strachem, a nie brak strachu. Po co on nam teraz? Jestem silna. Ty powinieneś być taki sam. – dodała po chwili. Malfoy nie odpowiedział.

*

Kiedy wyszli z Pokoju Życzeń chwilowy konflikt odszedł w niepamięć, jednak Leigh postanowiła sobie być bardziej ludzką w stosunku do Dracona. Spory nie były im potrzebne, dlatego Lestrange zdobyła się na kompromis. Teraz musiała tylko załatwić to co wstępnie ustalili. Czekała ją więc rozmowa z profesorem eliksirów. Jako, że do zajęć zostało jeszcze trochę czasu dziewczyna postanowiła zająć się czymś przyjemnym. Wtedy właśnie przypomniała sobie, że jeszcze wczoraj rano obiecała sobie zrobić coś w sprawie Zabiniego. W głowie zaświtała jej właśnie myśl uprzejmej rozmowy z Blaisem. Wróciła więc do lochów, stanęła przed kamienną ścianą i zdecydowanym tonem powiedziała hasło.
- Czysta krew. – wyraźny, nieco ostry, ale i wdzięczny głos dziewczyny poniósł się echem po korytarzu, a ściana ustąpiła pozwalając tym samym wejść do środka. Tym razem w Pokoju Wspólnym znajdowały się nieliczne jednostki ludzkie w tym ta do której zmierzała. Zabini. W towarzystwie Pansy, z którego chłopak zdawał się być niezadowolony. To oznaczało, że albo Mopsica się do niego kleiła albo wylewała żale dotyczące Malfoya prosząc by Blaise wpłynął na przyjaciela. Podeszła do nich.
- Blaise, mogę Cię prosić na słówko? - zapytała uprzejmym tonem, a chłopak poniósł się ze skórzanej kanapy z radością na fakt uwolnienia się od Parkinson.
- Tak?
- Co robisz wieczorem? – zapytała opierając dłoń na biodrze i wbijając spojrzenie w chłopaka. Od razu dostrzegła zdziwienie na twarzy Zabiniego na co uśmiechnęła się nieznacznie i przygryzła delikatnie wargę. Oczekiwała chwilę, aż w końcu usłyszała to co chciała usłyszeć.
- Mam randkę z Tobą? – rzucił, a na jego twarzy zdziwienie ustąpiło pewności siebie.
- Świetnie, w takim razie do zobaczenia po zajęciach. – odpowiedziała Leigh. Uśmiech dziewczyny zniknął by znów mógł zagościć jej pokerowy wyraz twarzy po czym odwróciła się i poszła na zajęcia.

4 komentarze:

  1. naprawdę świetnie piszesz! czytając rozdział nie idzie się od niego oderwać! podoba mi się to inne spojrzenie na Harrego, naprawdę, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! kiedy mogę się go spodziewać? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :3 jeśli dobrze pójdzie to wrzuce kolejny rozdział jakoś w połowie tygodnia :-)

      Usuń
  2. No i jest świetnie! Jak przy czytaniu każdego innego Twego dzieła :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś pięknego!
    Uwielbiam jak piszesz <3 .

    OdpowiedzUsuń