"Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu."
Everleigh już o świcie zerwała się na nogi. Nigdy nie potrzebowała
wielu godzin snu, a teraz kiedy miała ważniejsze rzeczy do roboty kilka godzin
w zupełności wystarczyło by zregenerować siły. Dziewczyna od kilku chwil
uważnie obserwowała swoją bladą twarz w łazienkowym lustrze. Jej jasna karnacja tradycyjnie kontrastowała z kaskadą otaczających buzię kruczoczarnych loków z niebieskimi
refleksami. Obraz ten sprawiał, że zawsze wyglądała nieco nienaturalnie. Dziś jednak
pozbyła się chociaż cieni pod zielonymi oczami, które potęgowały mroczny wygląd
Leigh. Po porannej toalecie czarnowłosa zeszła do Pokoju Wspólnego. Atmosfera
tego pomieszczenia zawsze jej się podobała, zwłaszcza w momentach kiedy miejsce
to świeciło pustkami. Tak było i tym razem. Dookoła panowała głucha cisza nie
licząc wesołego trzaskania ognia w kominku, będącego jednoczenie jedynym
źródłem światła w tonącym w półmroku pomieszczeniu. Lestrange przeszła przez
pokój by po niespełna kilku minutach bezceremonialnie wpaść do ślizgońskiego
dormitorium chłopców. Nie zważając ani na godzinę, ani na to jak wiele hałasu
robi postukując obcasami po podłodze ruszyła w stronę łóżka z którego widać
było wystającą spod kołdry blond czuprynę w nieładzie. Wyciągnęła różdżkę,
zdjęła kołdrę z kuzyna i dźgnęła Dracona magicznym patykiem prosto w bok.
Malfoy wrzasnął i zerwał się na równe nogi budząc tym samym Zabiniego i
przygłupów. Wszyscy czterej chłopcy rozglądali się zdezorientowani dookoła na
co Leigh nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Kiedy już się opanowała na jej
twarz wrócił dawny spokój, opanowanie i ironiczny uśmiech.
- Zbieraj się Malfoy. - nakazała władczym tonem chowając różdżkę i
obserwując jak zaspany blondyn patrzy na nią z niedowierzaniem. W następnej
sekundzie na twarzy Draco pojawił się wyraz niezadowolenia. Opadł z powrotem na
łóżko i wsunął się szybko pod kołdrę.
- Zwariowałaś? - rzucił tylko odkręcając się na drugi bok.
Lestrange wywróciła oczami i skrzyżowała ręce na piersi:
- Mamy coś do zrobienia. Zapomniałeś? - rzuciła z przekąsem i
przejechała językiem po bladoróżowych wargach. Malfoy milczał, przez kolejne
kilka minut jej uszu dochodziło tylko pochrapywanie przygłupów i krzątanie się
Zabiniego w toalecie. - Ruszysz się stąd, albo zrobię to sama, a Ty będziesz
świecił oczami przed Czarnym Panem. - syknęła ze złością i odwróciła się na
pięcie po czym opuściła dormitorium. Nie musiała czekać długo. Wystarczyło
dziesięć minut oczekiwania w Pokoju Wspólnym, aż panicz Malfoy przywoła się do
względnego porządku. Na jego widok Leigh uśmiechnęła się triumfalnie lecz po
chwili jej twarz znów była taka jak zwykle - nie wyrażała żadnych większych
emocji.
- Zadowolona? - zapytał obserwując jak kuzynka kieruje się w
stronę wyjścia z Pokoju.
- Niesamowicie. - odpowiedziała, a jej kąciki ust minimalnie
drgnęły. Ostatecznie powstrzymała się od kolejnej dawki dokuczliwych żartów i
szydzenia sobie z kuzyna. Musiała się skupić na czymś zupełnie innym, dlatego
też przekomarzanie się z Malfoyem było teraz zupełnie nie na miejscu. Opuścili
lochy. Leigh nadal szła przez korytarze w milczeniu, a blondyn starał się
dotrzymać jej kroku.
- Robimy coś czy będziemy tak spacerować po połowie Hogwartu? -
rzucił zniecierpliwiony. Lestrange zignorowała go, myślami była w tej chwili na
innej planecie dlatego też nie dotarły do niej jego słowa.
- Everleigh! - wrzasnął po kilku minutach oczekiwania sprowadzając
tym samym kuzynkę na ziemię.
- Głośniej, bo Filch Cię jeszcze nie usłyszał. - warknęła w
kierunku blondyna przeskakując kolejne stopnie schodów prowadzących na siódme
piętro.
- Pokój życzeń?
Leigh kiwnęła tylko w odpowiedzi i jeszcze bardziej przyspieszyła
kroku. Zapowiadał się całkiem przyjemny poranek. Cały zamek jeszcze spał i
zupełnie nikt nie zatruwał jej życia. Może poza wiecznie przerażonym kuzynem. Jednak to była jeszcze w stanie znieść. Nie da się ukryć, iż Ślizgonka pewnych
ludzi nie trawiła, a nawet można pokusić się o stwierdzenie, iż zdecydowanej
większości populacji na świecie. Nie wiadomo, czemu coś takiego się u niej
objawiało, jednak najbardziej prawdopodobną hipotezą było to, iż stawiała
siebie na pierwszym miejscu na piedestale, a zatem każda inna jednostka automatycznie
była od niej gorsza. Cóż, brzmi w zasadzie logicznie. Można jeszcze rozważać
matczyne geny, ale w to lepiej nie wnikać. Ważniejsza była myśl, że dziś
ruszą z Malfoyem z miejsca w swoich ambitnych poczynaniach wykonania misji dla
Czarnego Pana. Na to właśnie Lestrange cieszyła się niezmiernie, bo to
oznaczało dobrą zabawę, a przynajmniej z taką myślą obudziła się dziś tak
wcześnie i postanowiła wyciągnąć Dracona z dormitorium. Tak, to było jej
dzisiejszym zadaniem. Ułożyć plan. W końcu udało im się niepostrzeżenie dostać
do Pokoju Życzeń. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły usiadła na dywanie przed
dającym ciepło kominkiem. Wybornie. Pozostaje tylko zacząć myśleć! Pierwsze
przemyślenia pojawiły się szybko lecz były totalnie bezsensowne. W następnych minutach
Lestrange krążyła wokół kuzyna gorączkowo obmyślając etapy planu działania.
Malfoy siedział wpatrzony w płomienie i zdawał się zupełnie nie interesować
głośnymi myślami Leigh. Ta w końcu poirytowana pstryknęła mu palcami przed
nosem.
- Draconie Malfoy, do jasnej cholery, ogarnij się! – wrzasnęła do
niego. Draco podniósł się leniwie z dywanu i zerknął na nią.
- Dlaczego taka jesteś? – rzucił nagle.
- Jaka? – Everleigh wytrzeszczyła oczy i wpatrywała się w blondyna
zupełnie wybita z pantałyku.
- Zimna. Zdeterminowana.
Zebrało mu się na filozoficzne rozmyślania nad jej naturą? Też
moment sobie wybrał. Czarnowłosa wywróciła oczami.
- Zawsze taka byłam. – odrzekła wymijająco. W tej chwili stało się
coś czego zupełnie nie spodziewała się ze strony Malfoya. Chłopak chwycił ją
dosyć mocno za nadgarstki i przyparł do ściany.
- To tylko maska. Boisz się Lestange. – warknął patrząc prosto w
jej zielone oczy, szare tęczówki chłopaka drgały minimalnie, a nienaturalnie
poszerzone źrenice przywodziły na myśl osobę po sporej dawce heroiny. Leigh
zmrużyła oczy i szarpnęła dłonią próbując uwolnić się z uścisku kuzyna.
- Puszczaj.
- Potwierdź to.
- Odpuść sobie.
- Potwierdź! – powtórzył dobitnie. Leigh milczała. Patrzyła na
niego wyzywającym wzrokiem lecz on nie odpuszczał. Kolejne minuty dłużyły się
niemiłosiernie, a głuchą ciszę dookoła zakłócały jedynie płomienie i ich
przyspieszone oddechy. Lestrange w końcu opuściła głowę i powiedziała cicho.
- Pewnie, że się boję… - w tym momencie poczuła jak blade palce
Malfoya poluźniły się wypuszczając ze swych objęć drobne przeguby Leigh.
Dziewczyna odeszła od ściany. – Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu. Po co on nam teraz? Jestem silna. Ty
powinieneś być taki sam. – dodała po chwili. Malfoy nie odpowiedział.
*
Kiedy wyszli z Pokoju Życzeń chwilowy konflikt odszedł w niepamięć, jednak Leigh postanowiła sobie być bardziej ludzką w stosunku do Dracona. Spory
nie były im potrzebne, dlatego Lestrange zdobyła się na kompromis. Teraz
musiała tylko załatwić to co wstępnie ustalili. Czekała ją więc rozmowa z
profesorem eliksirów. Jako, że do zajęć zostało jeszcze trochę czasu dziewczyna
postanowiła zająć się czymś przyjemnym. Wtedy właśnie przypomniała sobie, że jeszcze
wczoraj rano obiecała sobie zrobić coś w sprawie Zabiniego. W głowie zaświtała
jej właśnie myśl uprzejmej rozmowy z Blaisem. Wróciła więc do lochów, stanęła
przed kamienną ścianą i zdecydowanym tonem powiedziała hasło.
- Czysta krew. – wyraźny, nieco ostry, ale i wdzięczny głos
dziewczyny poniósł się echem po korytarzu, a ściana ustąpiła pozwalając tym
samym wejść do środka. Tym razem w Pokoju Wspólnym znajdowały się nieliczne
jednostki ludzkie w tym ta do której zmierzała. Zabini. W towarzystwie Pansy, z
którego chłopak zdawał się być niezadowolony. To oznaczało, że albo Mopsica się
do niego kleiła albo wylewała żale dotyczące Malfoya prosząc by Blaise wpłynął
na przyjaciela. Podeszła do nich.
- Blaise, mogę Cię prosić na słówko? - zapytała uprzejmym tonem, a
chłopak poniósł się ze skórzanej kanapy z radością na fakt uwolnienia się od
Parkinson.
- Tak?
- Co robisz wieczorem? – zapytała opierając dłoń na biodrze i
wbijając spojrzenie w chłopaka. Od razu dostrzegła zdziwienie na twarzy
Zabiniego na co uśmiechnęła się nieznacznie i przygryzła delikatnie wargę.
Oczekiwała chwilę, aż w końcu usłyszała to co chciała usłyszeć.
- Mam randkę z Tobą? – rzucił, a na jego twarzy zdziwienie
ustąpiło pewności siebie.
- Świetnie, w takim razie do zobaczenia po zajęciach. –
odpowiedziała Leigh. Uśmiech dziewczyny zniknął by znów mógł zagościć jej
pokerowy wyraz twarzy po czym odwróciła się i poszła na zajęcia.
naprawdę świetnie piszesz! czytając rozdział nie idzie się od niego oderwać! podoba mi się to inne spojrzenie na Harrego, naprawdę, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! kiedy mogę się go spodziewać? :3
OdpowiedzUsuńDziękuję! :3 jeśli dobrze pójdzie to wrzuce kolejny rozdział jakoś w połowie tygodnia :-)
UsuńNo i jest świetnie! Jak przy czytaniu każdego innego Twego dzieła :3
OdpowiedzUsuńCoś pięknego!
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak piszesz <3 .