środa, 28 listopada 2012

I. Pierwsza misja

"Ciało roz­kwi­ta, gdy ser­ce ma misję..." 

Natłok przeróżnych myśli spędzał sen z powiek czarnowłosej, która nieustannie przekręcała się z boku na bok w swoim wielkim łóżku. Tej nocy wszystko było niewygodne; materac, puchowa kołdra, jedwabne poduszki. Coś zdawało się dręczyć nastolatkę, która już od kilku godzin nie mogła zmrużyć oka. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Odsłoniła delikatnie zasłonę by móc wyjrzeć na zewnątrz lecz świat tonął w mroku i ciemnozielone tęczówki dziewczyny nie były w stanie dostrzec niczego. Westchnęła głęboko i wróciła do łóżka. Opadła ciężko na materac, a mebel zaskrzypiał delikatnie. Po chwili pokój wypełnił się słabym światłem, które wydobywało się z końca hebanowej różdżki nastolatki. Promienie oświetliły przemęczoną twarz, blade dłonie i niewielką część pomieszczenia. Krucze loki w nieładzie opadające na ramiona właścicielki zakrywały niemal całą jej twarz, widać było jednak wyraźnie, że obserwuje ona jedną ze swoich rąk. Konkretnie przedramię. To miejsce na ciele dziewczyny zdobił znak. Nie byle jaki znak. Wyryta na delikatnej skórze upiorna czaszka i otaczający ją wąż symbolizowały tych do których od paru godzin należała. Śmierciożercy. Uczucie dumy i przerażenia mieszały się teraz ze sobą w psychice dziewczyny nie pozwalając spokojnie zasnąć i zmuszając mózg do ciągłego analizowania zaistniałej sytuacji. Czy była zaskoczona tym co się stało? Z pewnością nie. Przecież rodzice od dawna oczekiwali, że pójdzie ich ślady. Pani Lestrange była tak dumna z córki, kiedy jej Pan i Władca zgodził się przyjąć ją w swoje szeregi. Jak gorliwie zapewniała się, że jej pierworodna będzie dobrym nabytkiem dla Czarnego Pana, że jest niesamowicie zdolna, że dar jaki posiada pomoże mu planować wszystko o wiele skutecznej. Jasnowidzenie. Dar i przekleństwo młodej dziewczyny. A teraz? Był narzędziem Czarnego Władcy. Zanim jednak go użyje, ona musi się wykazać. Musi pokazać jak bardzo jej zależy by służyć swemu Panu. Dostała zadanie. Ona i jej kuzyn Dracon mieli do wypełnienia misję. Jeśli zawiodą – zginą. Wtedy właśnie zdała sobie sprawę jak bardzo jest przerażona. Idiotka! Przecież nigdy się nie bałaś. Strach jest dla słabych. Ty nie jesteś słaba. Zrobisz to co do Ciebie należy. Powinnaś być dumna. Natłok najróżniejszych myśli nie ułatwiał sytuacji, ani tym bardziej nie zachęcał do snu. Dziewczyna zmusiła się jednak do wtulenia się ponownie w poduszki. Wbrew jej obawom sen przyszedł dużo szybciej niż się spodziewała.

*

Pogoda nie wskazywała na początek września. Wszystko dookoła tętniło życiem i było zalane słońcem, kiedy młoda Lestrange zjawiła się na peronie 9 i ¾ . Zmierzyła wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu swoich znajomych. Jak co roku rodzice nie towarzyszyli jej w drodze na dworzec. No tak, teraz przecież wybuchłaby międzynarodowa panika gdyby główna śmierciożerczyni z mężem odprowadziła sobie córeczkę na pociąg. W latach wcześniejszych zaś rodzice spędzali czas na luksusowych wakacjach w Azkabanie. Dla niej osobiście wszystko to było czynnikiem sprzyjającym. Była wystarczająco samodzielna. Zawsze.
- Everleigh! – Parkinson jak zwykle z przesadnym entuzjazmem przywitała ją na peronie i już leciała w jej kierunku by pocałować ją w policzek. Nie wiedzieć czemu od zawsze uważała Lestrange za najlepszą przyjaciółkę mimo, że ta nie okazywała równego zapału co przypominająca mopsa Ślizgonka. Czarnowłosa wywróciła oczami i kiwnęła głową w kierunku Pansy co natychmiastowo zbiło z tropu dziewczynę. Zrezygnowana również odpowiedziała jej kiwnięciem po czym zajęła się swoim bagażem. Leigh także oddała swój kufer by ktoś zupełnie dla niej nieważny mógł go spakować, a następnie weszła do pociągu. Przeszła przez niewielki korytarz po czym wpadła do przedziału w którym zwykle siedzieli Ślizgoni.
- Cześć. – rzuciła niedbale zatrzymując wzrok na osobie wysokiego, przystojnego blondyna. Draco, kuzyn z którym miała dość dobre kontakty i którego wręcz uwielbiała jej matka miał teraz nieobecne spojrzenie. Wyglądał jakby gorączkowo nad czymś rozmyślał, a kiedy zobaczył Everleigh w drzwiach mruknął coś niewyraźnie i odwrócił od niej zmęczoną twarz.
- Widzę, że nie tylko ja miałam dziś ciężką noc. – ciągnęła nie zwracając uwagi na niechęć Malfoya do jakichkolwiek rozmów. Musieli pogadać czy tego chciał czy nie. Jakby nie było czekała na nich wspólna misja. Lestrange była o wiele bardziej zdeterminowana by ją wykonać niż jeszcze parę godzin temu. Teraz nie szargały nią żadne wątpliwości. Stało się to, co się stać musiało, a ona była z tego faktu zadowolona. Rzuciła torbę podręczną na puste miejsce i usiadła naprzeciwko Malfoya wbijając w niego swoje zielone tęczówki i świdrując go wzrokiem.
- Co się tak gapisz? – rzucił Draco na którego twarzy zdenerwowanie mieszało się ze zrezygnowaniem. Dłonie drżały mu nerwowo więc splótł ze sobą palce by to ukryć. Szare oczy nie były w stanie spojrzeć na pewną siebie kuzynkę. A może ona była równie przerażona co on? Może jedyne co wychodziło jej lepiej niż jemu to skrajne ukrywanie emocji? Z myśli wyrwała go odpowiedź Everleigh.
- Sądziłam, że zdobędziesz się na coś mądrzejszego. – rzuciła z przekąsem uważnie obserwując chłopaka. Odrzuciła długie włosy na plecy odsłaniając tym samym całkowicie bladą otoczoną cieniem nieprzespanej nocy twarz. – Skup się Malfoy. – dodała po chwili i rzuciła mu wyzywające spojrzenie. – Mamy zadanie do zrobienia i może wypadało by coś ustalić?
- W pociągu? Jeszcze nawet nie ruszyliśmy. – mruknął zrezygnowany blondyn i po raz pierwszy spojrzał na kuzynkę.
- Nie sądzisz, że im wcześniej to załatwimy tym lepiej? On nie będzie długo czekać. – Leigh uśmiechnęła się nieznacznie widząc grymas na twarzy Dracona kiedy wspomniała Voldemorta. Już otworzyła usta by powiedzieć coś jeszcze, ale w tym właśnie momencie w przedziale zjawiła się Parkinson razem z Zabinim, Crabbem i Goylem. Ostatnich dwóch Everleigh nigdy nie uważała za mądrzejszych od górskiego trolla, choć czasem czuła też wyrzuty sumienia obrażając te stworzenia. Nawet górski troll był w stanie wykazać się czasem namiastką inteligencji czego tym dwóm przygłupom najwyraźniej brakowało.
- Cześć Draco. – rzuciła Pansy uśmiechając się idiotycznie co sprawiło, że jej mopsia twarz wyglądała jeszcze bardziej komicznie. Zajęła miejsce obok Malfoya na co on zrobił się lekko zielony na twarzy, a Leigh parsknęła śmiechem. Skutecznie udała jednak kichnięcie i skupiła swoją uwagę na Zabinim. Zawsze go lubiła. Był niegłupi, do tego przystojny. Świetnie bawiła się z nim na Balu Bożonarodzeniowym podczas turnieju dwa lata temu. Nigdy jednak nie byli ze sobą szczególnie blisko, co Lestrange postanowiła w tym roku zmienić. Obdarzyła go uśmiechem na co on odpowiedział jej tym samym i zajął miejsce obok niej.

*

Przez okres wakacyjny Hogwart nie zmienił się praktycznie w ogóle. Lestrange nie odczuwała specjalnego pociągu do tego miejsca jednak wracała do szkoły równie chętnie co pozostała reszta uczniów. Draco niesamowicie długo zbierał się z przedziału dlatego postanowiła na niego nie czekać i dołączyć do Blaise’a, Pansy oraz przygłupów. Zajęli jeden z zbierających uczniów z Hogsmeade do szkoły powozów i ruszyli do szkoły. W Wielkiej Sali jak zwykle było głośno i tłoczno. Jedyną grupą osób, która milczała i była jako tako spokojna to przerażeni pierwszoroczni. Leigh obserwowała ich w ciszy zupełnie nie zwracając uwagi na Pansy, która powoli popadała w paranoję z powodu przedłużającej się nieobecności Malfoya. Nie jest idiotą, da sobie radę. I faktycznie, po niespełna piętnastu minutach Dracon wkroczył do Sali. Uniosła brwi w zdziwieniu kiedy zauważyła, że towarzyszył mu opiekun ich domu. Od kiedy to kuzyn potrzebował eskorty Snape’a, żeby dostać się do szkoły? Tuż za nimi pojawił się Potter. Nie wyglądał ciekawie. Twarz Gryfona ociekała krwią, wyglądał jakby ktoś porządnie przywalił mu w twarz. Lestange skojarzyła fakty i uśmiechnęła się drwiąco w stronę Wybrańca. Chłopak zignorował jej zaczepkę po czym zajął miejsce obok swoich przyjaciół. W tej chwili kuzyn wcisnął się na miejsce obok niej odrywając ją od obserwacji stołu Gyffindoru. Lestrange ignorując gradobicie pytań Parkinson zwróciła się do Draco.
- Co robiłeś ze Snape’m? To Ty tak załatwiłeś Pottera? – zapytała ostro wbijając w niego spojrzenie.
- Dużo straciłem? – rzucił lekceważąco Malfoy ignorując zupełnie kuzynkę i zerkając na Mopsa.
- Ceremonię przedziału, zaraz zacznie się przemówienie Dumbledore’a. – odpowiedziała z zapałem Pansy, wyraźnie zachwycona tym, że Draco w końcu zaczął z nią rozmawiać. Leigh wywróciła oczami, ale na dźwięk nazwiska dyrektora szkoły wyprostowała się. Odwróciła wzrok i wlepiła go w starca chłonąc łapczywie każde jego słowo. W przeciwieństwie do niej Dracon unikał spojrzenia dyrektora, lecz Everleigh nie zwróciła na to uwagi. Wpatrywała się obiekt ich zlecenia. Cel ich misji. W głowie układał się plan. 


____
Witajcie! Mam nadzieję, że nie przynudziłam od samego początku. Czekam na Waszą krytykę! Buziaki :* 

3 komentarze:

  1. ciekawie, ciekawie :) to powinna byc jakas kontynuacja pottera tylko oczami Slizgonow ;) cudnie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog widze że nawet ciekawy... Czekam co będzie dalej..

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się strasznie podoba. ;* .
    Również czekam na kolejne rozdziałyy. I Wytrwałości ! :*

    OdpowiedzUsuń